Jakiś czas temu popularna w księgarniach była książka autorstwa E.L James opowiadająca o relacji przystojnego, młodego biznesmena i zwyczajnej szarej myszki, których połączyła relacja BDSM. Zaskoczy was zapewne fakt, że pani James początkowo napisała fanfiction do Zmierzchu. Postaram się opisać z własnej perspektywy ten wytwór i przedstawić zarówno plusy jak i minusy książki.
Zacznijmy od tego, że przeczytanie książki było zupełnym przypadkiem i zrobiłam to bardziej z braku laku niż z własnej chęci. Od początku słyszałam opinie, że książka jest dla samotnych, lub znudzonych swoim życiem erotycznym kobiet, więc nie zachęciło mnie to do sięgnięcia po nią gdy była najbardziej rozchwytywana pozycją w księgarniach. Również na filmie nie pozostawiono suchej nitki. Dlaczego więc w końcu ją przeczytałam? Z nudów, szukałam e-booków na jednej ze stron. Nie pamiętam czego dokładnie poszukiwałam, ale nie mogłam tego znaleźć i nagle zaatakowała mnie okładka Greya w polecanych. Czemu nie - pomyślałam i zabrałam się do czytania.. Darzę wielkim sentymentem sagę zmierzch, ale umiem zauważyć jej wady. 50 twarzy Greya jest jej kontynuacją dla dorosłych, niestety na jeszcze niższym poziomie. Już na początku uderzyła mnie po oczach banalna prostota języka. Nie jest to książka o wysublimowanym języku, o nie. Wydaje mi się, że dorosły człowiek powinien umieć wykrzesać z siebie coś lepszego, słowem z najwyższej półki w książce E.L James przymiotnik ,,Sardoniczny" i to by było na tyle. Pomijając to powtarza się schemat kobiety-sierotki i mężczyzny, który za główny cel stawia sobie ją chronić co dobrze znałam już ze Zmierzchu. Podobne jest również to, że od głównej bohaterki, dużo bardziej intrygujący jest obiekt jej westchnień. Zarówno Bella jak i Anastazja interesują się wyłącznie książkami i muzyką. Mają o sobie także bardzo niską samoocenę. Wydaje mi się, że dzięki temu wiele czytelniczek może się z nimi utożsamić i czekać na "pana cudownego" który zjawi się w najmniej oczekiwanym momencie i sprawi, że z szarej myszki przeobrażą się w kobietę pożądaną przez wszystkich. Bohaterki są podobne również w kwestii beznadziejnego friendzone'a z przyjacielem, czy w kwestii nieprzyjemnej sytuacji z wredną babą. Tak naprawdę gdyby nie sama postać rudawego, rozczochranego (skąd to znamy?) Greya książka nadawałaby się do kosza - przynajmniej z mojej perspektywy. Christian jest człowiekiem chłodnym, mrocznym i niezwykle intrygującym, ale nie wiem czy zwyczajna szara myszka chciałaby wpaść w relację w jaką wpakowała się Ana. Osobiście nie mam absolutnie nic przeciwko upodobaniom Christiana, ale nie każda kobieta pragnie być wiązana, karana czy smagana biczem. Christian Grey, podobnie z resztą jak Edward, jest jednym z tych mężczyzn na których widok dziewczyny oblewają się rumieńcem, Obaj są majętni i nie szczędzą pieniędzy na swoje myszki, które oczywiście nie chcą tego najbardziej na świecie. Christian podobnie jak Edward byli adoptowani i dziwnym trafem jedno z ich rodziców jest lekarzem. Zarówno Edward jak i Christian są zmienni jak kobiety w ciąży, jest to wręcz nie do zniesienia. Oboje mają swoje mroczne sekrety, które powinny wydawać nam sie niepokojące, ale konstrukcja książki sprawia, że kobiety zakochują się w tajemnicach bohaterów. Podobieństwem które teoretycznie powinno zdrowych ludzi o gęsią skórkę jest obsesyjne traktowanie głównej bohaterki i chęć sprawowania kontroli nad nią. Obaj panowie na marne próbowali odstraszyć swoje późniejsze ukochane, ale jak wiadomo - nie udało się i tak panie poznają dziwne przyzwyczajenia swoich lubych. Jeden uprawia wulgarny i wyuzdany seks ze swoimi niewolnicami, a drugi zagryza zwierzęta w lesie. No ale przecież to nic takiego prawda? Nie ma czym się przejmować, przynajmniej z perspektywy bohaterki. Na pewno uda sie go zmienić, na pewno mnie nie zje, na pewno wezmę ślub z tym zwyrodnialcem i wszystko skończy się happy endem. No i tak oczywiście jest, jednak w przypadku 50 twarzy okazuje się to dopiero później. O ile dalsze części Zmierzchu z mojej perspektywy są lepsze od pierwszej, o tyle dalsze części Greya są beznadziejne. Miłość kwitnie, budują dom, mają dwójkę słodziutkich dzieci i uprawiają "waniliowy" seks jak gdyby nigdy nic. Ale o tym napiszę innym razem (albo nie). Książkę odbieram jako niesamowicie wulgarny twór. Nie chodzi o sceny erotyczne, których w książce znajdziemy ogromną ilość, ale o język. Wracając do samych scen nie są zbyt ciekawie opisane, zastanawiam się czy to z powodu braku orientacji autorki w temacie czy braku pomysłów. Christian "rżnie" Anę, jej "wewnętrzna bogini" wierci się na szezlongu, Ana rozpada się na "milion kawałków" i zachwyca się jego "zerżniętą" fryzurą. Okej, wszystko rozumiem, ale to wszystko wciąż się powtarza tworząc nieco nużący efekt końcowy. Mimo wszystko pierwsza część, a raczej postać Greya, wciągnęła mnie na tyle, żebym sięgnęła po kolejne części i to był błąd.
Podsumowując stwierdzam, że nie jest to książka ani zła ani dobra. Pomysł jest świetny, ale wykonanie nie zachwyca. Książka była popularna wśród młodych dziewcząt i moim zdaniem może dawać im złe wyobrażenie o seksie, ale nie jestem przecież psychologiem. Gdybym miała wskazać najmocniejszy plus książki wskazałabym na Christiana. Bez wątpienia znajdziemy w nim jego 50 odcieni, ale czy o postaci Edwarda nie można rzec podobnie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz